niedziela, 9 września 2012

Bonga

Bonga, zanim została wcielona do Etiopii, była stolicą Królestwa Kafa, stąd pochodzi kawa, którą wszyscy znamy, tak przynajmniej wierzą wszyscy Etiopczycy. Arabowie mówią, że z Jemenu, ale wszyscy zgadzają się, że była tu zawsze i jest to prawdopodobnie jedyne miejsce na Ziemi gdzie wciąż rośnie dziko, jako las kawowy.
Teraz Bonga to mała miejscowość, w której będę się znajdował przez najbliższy czas. Jest bardzo fajna, w soboty jest wielki targ, na miejscu jest kilka rzeczy tak jak w każdym miasteczku oraz jedna budka, w której można grać w Need For Speed. Ale najważniejsze atrakcje są na około. Tym razem przedstawię to na zdjęciach:
 Droga do Bonga jest bardzo dobra, ale dopiero teraz zrozumiałem czemu poproszono mnie bym przyjechał pod koniec sezonu deszczowego. Tego jeziora już za kilka tygodni, gdy skończy padać na dobre, podobno nie będzie.
 Bardzo duży ptak z tukanowatym dziobem.
 Kukurydza, osiąga z 5m wysokości, wszystko tu zresztą jest większe
 Drzewo kaktusowate, tak jak ptak z tukanowatym dziobem, jeszcze nie ma nazwy, ale pracuję nad tym.
 Dziko rosnąca kawa, największy skarb regionu.
 Mrówcza droga zrobiona z ziemi, na wypadek deszczu.
 Mrówcza droga zrobiona z mrówek, jak ta droga z ziemi nie wytrzyma deszczu, mrówki robią takie coś. Również żeby się ochronić przed drapieżnikami.
 Fabryka kawy - działa ciekawie - miejscowi hodowcy przynoszą worki z suchymi już jagodami kawowymi, płac a za serwis (czyli oddzielenie łupinek od ziaren oraz wysuszenie) i dostają z powrotem zieloną kawę. Jest to ważne, ponieważ zieloną suchą kawę można przechowywać latami. A najlepsza do picia jest świeżo prażona i zmielona na miejscu, więc bez sensu jest prażyć ją w fabryce.
 Największy koliber jakiego widziałem, wciąż jest kolibrem, ponieważ pije nektar z kwiatków utrzymując się w powietrzu, ale jest już bardzo duży. Kolorowy bo to samiec, lata za samicami jak szalony.
 Bongijska chatka - natural building!
 Tysiącnoga w Bonga.
 Las tropikalny lub cloud forest - ma wiele nazw, ale dla nas to po prostu dżungla.


Jaskinia w tutejszym lesie, przepływa przez nią rzeka, jest to taki "natural bridge", a w lokalnym języku gorguto.

Były też kameleony i małpki, a najciekawsze jest niebo, które widać doskonale w nocy jak nie ma chmur. Ponieważ w okolicy nie ma za dużo świateł, w ogóle nie ma, to widać każdą gwiazdę i jakieś planety, nauczyłem się już odróżniać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz