sobota, 20 października 2012

Awasa


Zanim dwa tygodnie temu przyjechaliśmy do Addis postanowiliśmy zrobić sobie kilka dni wolnego i odwiedzić południe. Naszym celem było Arba Mich (po amharsku oznacza 40 strumyków), znajduje się tam bardzo piękny park narodowy. Można zobaczyć krokodyle, hipopotamy i zebry. Ale droga prowadzi przez Awasa, miasto oddalone o 300 km na południe od Addis. Stolica stanu SNNP, a więc moja stolica przez najbliższe miesiące. Bardzo chcieliśmy zobaczyć miasto, które jest actually too much beautiful.
Przyjechaliśmy na miejsce późnym wieczorem, około 12 czasu miejscowego. W Etiopii dzień zaczyna się wraz ze wschodem słońca o 6 rano i jest to godzina 12:00 rano. Po 12 godzinach, znowu o 12:00 słońce zachodzi. Dzień trwa więc 12 godzin i noc 12 godzin, a dzień dzieli się na te dwa równe odcinki. Tak więc gdy wysiedliśmy z autobusu w Awasa zaczynała się już noc. Mimo to zapalone były niektóre latarnie i widać było chodnik. Te dwie rzeczy sprawiły, że od razu uznałem to miasto za piękne i wspaniałe. Hotel znaleźliśmy niedaleko Piassa, właściciel pół Etiopczyk, pół Włoch dał nam zniżkę. Turystykę mieliśmy zacząć następnego dnia.
Gdy mówię gdzie chcę jechać lub gdzie byłem, zawsze słyszę podsumowanie danego miejsca jednym zdaniem, które mówi o tym co jest tam charakterystyczne. Bonga bunna alle – w Bonga jest kawa, o Awasa zawsze słyszałem Awasa asa alle – w Awasa jest ryba. Awasa leży nad wielkim jeziorem o tej samej nazwie. Jest miastem młodym, zmienionym w stolicę regionu w latach ’90. Wcześniej było to małe miasteczko prowincjonalne. Siedziba opozycjonistów. W 1994 roku po wyborach parlamentarnych zaczęły się aresztowania, około 25 osób zginęło. Już po wszystkim władza zdecydowała się stworzyć SNNP Region, który jest zbitkiem kulturowym 45 (według innych źródeł 56) różnych mniejszości etnicznych. Dla nich wszystkich Awasa stałą się stolicą, dużym miastem regionalnym z wieloma biurami rządowymi, reprezentacjami wszystkich instytucji oraz uniwersytetem. Na ulicy można spotkać każdy język, oficjalnym jest amharski. Czułem się tam bardzo dobrze, sam jestem z ludu Kafinya, tutaj wszyscy znają Kafa, wiedzą, że Bonga istnieje. Ostrzygłem się i oddałem buty do czyszczenia. Czyścił je chłopiec z ludu Gurage, jego stolica to Wolaita, jakieś 150 km od Addis. Mijam Wolaita na drodze z Addis do Jimmy. On też dobrze wiedział gdzie jest Bonga.
Awasa leży na wyżynie, około 1700 m n.p.m, ale miasto jest całkowicie płaskie, ulice są szerokie i oświetlone, pomiędzy jezdniami rosną palmy, prawie każde skrzyżowanie to rondo. Nad jeziorem ludzie łowią ryby i je sprzedają, wokół biegają marabuty i jak szalone zjadają odpadki po rybach. Marabut to jedno z większych i brzydszych ptaków jakie widziałem.
 Marabuty czekające na resztki ryb - żyją w symbiozie z ludźmi.

Chłopiec trzymający w ręku resztki ryb. Miejscowi nauczyli się idealnie oddzielać tuszę od świeżej ryby. Taka tusza jest następnie zjadana na surowo z bardzo pikantnym sosem o nazwie awaza. Resztki dostają marabuty, w tle.

Jezioro Awasa jest wyjątkowe, są w nim hipopotamy, dużo ryb i ptaków. Poziom wody między porą suchą i deszczową zmienia się niewiele, podobno zasilane jest podziemnymi źródłami. Miejscowi powiedzieli mi, że w jeziorze są głównie trzy gatunki ryb – telapia, sum oraz coś rekinowatego, potem się okazało, że jest to okoń nilowy. W każdej restauracji jest ryba, w każdej nazywa się po prostu asa lub tuna – nieważne jak się nazywa, zawsze jest to ta sama ryba.
Proszę państwa asa alle! Tuńczyk, makrela czy sandacz, to co przygotowuje ten kucharz może się zamienić we wszystkie te ryby, wystarczy odpowiednio zamieszać.
W Awasa nie ma zabytków, nie ma nic wyjątkowego, jest to jednak piękne miasto, czyste i poukładane. Na ulicy można czuć się swobodnie, bez gwaru i pośpiechu Addis. Miasto to jest kurortem wypoczynkowym dla bogatych Etiopczyków. Ciekawie było spędzić wakacje w stylu abesza – etiopskim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz