niedziela, 11 listopada 2012

Zynab


Zynab to deszcz po amharsku. W Bonga jak już wcześniej z dumą wspomniałem znajduje się las deszczowy. Nie wiadomo co było pierwsze, naukowcy od kury i jajka głowili się nad tym latami bez jakiegokolwiek rezultatu, deszcz czy las deszczowy? Wiadomo tylko tylko, że jedno bez drugie nie może się obyć. Las deszczowy jest bardzo gęsty, w Bonga znajdujemy się na wysokości od 1500m do 1800m, głównie rosną tutaj eukaliptusy, przywiezione w którymś momencie do Etiopii, ale gdy wejdziemy do lasu krajobraz się wyraźnie zmienia. 
 Mglisty poranek w Bonga, widok z tarasu.
  
W lesie rosną najrozmaitsze roślinki, krzaki, krzako-drzewa oraz drzewa. A na drzewach od nowa, roślinki, krzaki i inne drzewa, tylko mniejsze. Jedno duże drzewo to prawdopodobnie rezerwat naturalny dla paru tysięcy gatunków roślin, insektów i zwierząt. Najbardziej rzucają się w oczy paprocie oraz liany, te pierwsze rosną na każdej większej gałęzi, dodając trochę kolorytu starej korze. Natomiast liany, zauważyłem, że można podzielić na te, które kłują i te, na które można się wspinać bez narażania życia. Jak się później okazało te liany z kolcami mają dużo wspólnego z dzikimi malinami. Maliny, trochę mniejsze i mniej słodkie niż nasze polskie (po dwóch miesiącach stwierdzam, że nie były trujące), zawsze rosną na około tych wielkich drzew. Liany z kolcami zwisające z wielkich drzew sięgają aż do ziemi, aż do krzaka malinowego. Z powodu ogromnego gąszczu kolców jeszcze nikomu nie udało się ustalić powiązania między jedną a drugą rośliną. W głębi lasu da się przejść tylko po ścieżce udeptanej przez mendzia – ludzi ścinających drzewa na opał.
Duże drzewo obrośnięte paprociami.

Malinowa liana.

Las jest więc gęsty, przyciąga w jakiś sposób deszcz. W większości Afryki, a może i świata od Równika do Zwrotnika Raka pora deszczowa się już skończyła, lub właśnie kończy. W Bonga te dwa suche tygodnie października, które natura niedawno sprezentowała były po prostu zmyłką. Zynab wciąż pada. Naprawdę sucho ma się zrobić dopiero na przełomie stycznia i lutego. Miejscowi mówią mi, że wolą deszcz od skwaru słońca i wszędobylskiego kurzu. Mają szczęście, Kafa to najbardziej mokre miejsce w Etiopii. Dlaczego las deszczowy przyciąga deszcz, nie wiem. Podobno to nie ze względu na nazwę. Ze względu na gęstą roślinności w lesie łatwiej utrzymuje się wilgoć, jest tam zazwyczaj chłodno. Natomiast powietrze na około jest bardzo gorące, nagrzane słońcem. W nocy jest zimno. Powietrze zaczyna nagrzewać się dopiero rankiem, około południa lub wczesnym popołudniem temperatura osiąga swoje maksimum. Fala gorącego powietrza dochodzi do lasu i woda w nim zgromadzona zaczyna gwałtownie parować. Powietrze absorbuje wilgoć i się gwałtownie ochładza, burza z piorunami murowana. Tyle mówi teoria, ale dlaczego deszcz zdarza się o każdej porze dnia i nocy, w dodatku raz jest, a raz go nie ma. Dzisiaj bardzo padało, wczoraj mniej. I dlaczego w porze deszczowej są dwu tygodniowe przerwy w opadach, podczas, których jest niezmiernie gorąco i sucho, tego nie wie nawet miejscowa starszyzna. Najłatwiej zwalić wszystko na global warming. To słowo zna tutaj chyba każdy. Podobno jeszcze kilka lat temu pora deszczowa była bardziej przewidywalna, a deszcze bardziej regularne – 30 minut do 1 godziny zawsze w porze lunchu. Dzisiaj nikt już nic nie wie, na prognozę pogody w ETv ludzie przestali zwracać jakąkolwiek uwagę. Oglądalność spadła.
Korzystając z ostatnich kilku dni, które były jeszcze suche, wybraliśmy się zobaczyć tutejszy cud natury fwafwate – wodospad. Gdy go pierwszy raz zobaczyłem przemknęło mi przez myśl – kurcze myślałem, że jest mniejszy. A to były suche dni. Na szczycie góry znajduje się rzeczka, która ma swoje źródło w skale, a potem spada dobre 30 metrów. Dojście na miejsce w porze deszczowej musi być bardzo trudne. Zbocze wzniesienia, na którym znajduje się wodospad, zbudowane jest ze skały bazaltowej. Niegdyś cały region był pokryty czynnymi wulkanami. Lawa spływająca z wulkanów zastygała w niezwykłych formacjach. Są to długie na kilka-kilkanaście metrów wielościany. Wyglądają jak duże kolumny ściśle przylegające do siebie. Buduje się z nich tutejszą drogę i wszystko inne, jest to jedyny występujący w okolicy kamień. Z bliska to zjawisko wygląda niesamowicie. Wcześniej na jakiejś budowie widziałem kilka pojedynczych takich głazów. Lecz gdy ujrzałem całą górę zbudowaną właśnie z takich kolumn to na myśl przyszły mi domki budowane z zapałek. Innymi ciekawymi obiektami na tej samej ścianie są paprocie drzewiaste. Jak z Jurassic Park, wysokie na kilka metrów drzewko, którego korona to po prostu duża paproć. Pień ma grubość ludzkiej ręki, są to więc raczej krzaki, niezwykła prehistoryczna roślina.

 Wodospad w Bonga.

Drzewiaste paprocie rosnące na zboczu, na prawo od wodospadu. 

Niedaleko Bonga jest podobno jeszcze jeden ciekawy punkt. Niewielki wodospadzik, natomiast woda jest ciepła. Po prostu gorące źródło, które jest wodospadem. Niektórzy miejscowi mówią mi, że koniecznie muszę się tam wybrać bo jest to miejsce przepiękne a poza tym uzdrawia. Inni mówią mi, że z tych samych powodów niekoniecznie muszę się tam wybrać. Jeden Amerykanin, który przebywa w Bonga już od dłuższego czasu powiedział mi: It’s a healing place, so it’s full of sick people. They come there to wash, drink and poo in that water. Stwierdziłem, że wybiorę się tam tylko, jeżeli będę wyjątkowo znudzony.
W Bonga jest niewiele, natomiast na pewno jest tutaj ogrom natury. Wszystko jest przez nią sterowane. To jaki ludzie mają tryb życia przez cały rok, jak i przez cały dzień. Jedzenie, woda, zwierzęta, rośliny, domy, światło – to wszystko jest zależne od natury i od tego jaki ma kaprys każdego dnia. W miejscach gdzie natura rządzi światem, a nie człowiek, instynkt bierze górę nad rozumem. Zaczynamy działać odruchowo korzystając z przeczucia. Jestem głodny więc muszę zdobyć jedzenie, teraz! Nie jestem głody więc nie muszę, po co się dodatkowo męczyć. Poza tym gdy jestem w potrzebie widzę ostrzej, słyszę lepiej, w skrócie: lepiej poluję. Instynkt jest podświadomy i trudno nad nim zapanować. Instynkt komara mówi mu, że musi ukąsić i napić się krwi, za wszelką cenę. Instynkt człowieka mówi mu, że brzęczenie jest denerwujące, jest niedobre, musi się więc odganiać. Ani jeden ani drugi nie wygra, bo oba instynkty będą w nieskończoność uparcie dążyły do swojego celu.
Natura ma ogromną moc, nad człowiekiem i nad światem – tutaj się to po prostu czuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz