Wcale nie sięgają po flaszki, są bardzo dobre i grzeczne. Ostatnio tylko zobaczyłem Admasu, 16 letniego chłopaka, który kiedyś pomógł mi przynieść drewno na swojej głowie, z papierosem to go zdrowo opieprzyłem. Problem polega jedynie na tym, że Admasu, nie mówi po angielsku ani amharsku, a i w lokalnym kafi-nono jest bardzo niewykształcony, i na te wszystkie moje moralne wyrzuty odpowiedział zadowolony Yes! My name is Admasu!
A dzieci jest pełno w całym mieście. A po porze deszczowej pojawiło się coraz więcej brzemiennych kobiet. Wydaje mi się, że dzieci zaczynają chodzić w Etiopii jak mają już 2 tygodnie. Gdy mają 2 lata stają się zupełnie samodzielne. Często pomagają rodzicom nosić wodę czy inne rzeczy. Pilnują zwierząt, ale każdą wolną chwilę poświęcają na wygłupianie się i zabawy. Albo krzyczą You, you, you! Ferenji! albo bawią się w którąś z tutejszych zabaw.
Te typowe to piłka nożna, piłka najczęściej zrobiona jest z mnóstwa plastikowych siatek związanych ze sobą w kształt przypominający kulę. Co 15 minut się psuje i trzeba ją naprawiać. Mam takich znajomych tutaj, cała banda, najlepsi kumple. Najstarszy ma 9 lat i mówi po angielsku dwa słowa: goal! i out! Codziennie przychodzą do mnie, żebym zagrał w nogę. W ostatnim meczu strzeliłem 7 goli! Gramy równymi składami, nie ma dawania fory i że ja jestem lepszy, twarde warunki. Nazwę swojej drużyny można wybierać z trzech możliwych: Manchester United, Arsenal lub Barcelona. Zawsze oczekują, że przyjdę z nową prawdziwą piłką, a ja zawsze oczekują, że ich piłka się skończy i razem zbudujemy nową, tak żebym się nauczył całego procesu.
Inne dzieci grają w gumę, skaczą nad sznurkami robiąc różne combosy nogami. Są naprawdę dobrzy, próbowałem z nimi konkurować, ponieważ coś jeszcze pamiętam z podstawówki, ale jak to powiedzieli kiedyś w jednym dobrym filmie o NBA „biali nie potrafią skakać”. W Awasa widziałem grę, która nazywała się Kas kas banana, taki polski zbijak, tylko biegało się ze szmatką i wymierzało ciosy w innych. Wszyscy na wszystkich. A jak się krzyknęło kas kas banana! to już nie można uciekać tylko robić uniki w miejscu.
Kwintesencją tego wszystkiego są zabawki. Podstawową stanowi dowolne kółko, zrobione najczęściej z jakiejś plastikowej pokrywki. Do tego dziecko biega z patykiem z drutem na końcu, który jest wygięty w formie „łyżki”. Popycha tym drutem kółko w nieskończoność albo aż się nie przewróci. Zabawa na cały dzień.
Trochę bardziej skomplikowaną zabawką jest patyk, który na jednym końcu ma zamocowane prostopadle jakieś kółko – wygląda jak kierownica. A na drugim końcu inne kółko, tym razem równoległe do patyka – jak koło. Zabawka nazywa się makina i jest najprostszą formą samochodu. Do tego masę odgłosów typu „brum brum”. Ja jak takiego zauważę zawszę krzyczę Kasanchis! Magenania! I staram się zachęcić innych przechodniów, żeby skorzystali z przejażdżki.
Najbardziej wyrafinowaną formą zabawki lądowej jest samochód lub ciężarówka zrobiona z drutów lub jakiegoś pojemnika. Ma koła z kapsli, które się obracają. Jak najwięcej detali w formie tablic rejestracyjnych czy kierowcy z kawałka gałęzi. Te najfajniejsze są prawie identycznymi modelami ciężarówek isuzu. Najciekawsze jest to, że każda z takich ciężarówek ma „pakę”, która jest w stanie przewieźć coś prawdziwego – gazetę dla taty czy siatkę pomidorów na obiad.
I zabawka, która najbardziej mi się podoba, chociaż jest najokrutniejsza. Zabawka latającą. Jak już kiedyś wspominałem w Bonga jest cała rozmaitość owadów. Najbardziej słychać tego, który jest trochę większym trzmielem, w lokalnym języku nazywa się tenzenze – lata dokładnie tak samo jak się nazywa „znznznznznzz…”. Takiego trzmiela się łapie, a następnie przywiązuje do jego nóżki lub odwłoczku nitkę. I mamy gotowy helikopterek lub samolot zdalnie sterowany poprzez sznurek. Chcemy, żeby samolocik skręcił w lewo – szarpiemy byle jak, w prawo – szarpiemy byle jak, żeby w ogóle latał a nie siadał – szarpiemy byle jak. Komendy bardzo proste, przecież nawet owad zrozumie. Lata ich cała flotylla po mieście. Średnia życia takiego samolotu pewnie nie przekracza jednak 10 minut.
I tak dzieci najbardziej się cieszą jak podają rękę do ferenji, albo jak ten odpowie na ich pytanie what is your name? Nie do końca w ciąż jestem pewny czy rozumieją o co pytają, albo co ja odpowiadam, nawet po amharsku, ponieważ codziennie te same dzieci pytają mnie jak mam na imię. Ważne, że się cieszą.
A dzieci jest pełno w całym mieście. A po porze deszczowej pojawiło się coraz więcej brzemiennych kobiet. Wydaje mi się, że dzieci zaczynają chodzić w Etiopii jak mają już 2 tygodnie. Gdy mają 2 lata stają się zupełnie samodzielne. Często pomagają rodzicom nosić wodę czy inne rzeczy. Pilnują zwierząt, ale każdą wolną chwilę poświęcają na wygłupianie się i zabawy. Albo krzyczą You, you, you! Ferenji! albo bawią się w którąś z tutejszych zabaw.
Te typowe to piłka nożna, piłka najczęściej zrobiona jest z mnóstwa plastikowych siatek związanych ze sobą w kształt przypominający kulę. Co 15 minut się psuje i trzeba ją naprawiać. Mam takich znajomych tutaj, cała banda, najlepsi kumple. Najstarszy ma 9 lat i mówi po angielsku dwa słowa: goal! i out! Codziennie przychodzą do mnie, żebym zagrał w nogę. W ostatnim meczu strzeliłem 7 goli! Gramy równymi składami, nie ma dawania fory i że ja jestem lepszy, twarde warunki. Nazwę swojej drużyny można wybierać z trzech możliwych: Manchester United, Arsenal lub Barcelona. Zawsze oczekują, że przyjdę z nową prawdziwą piłką, a ja zawsze oczekują, że ich piłka się skończy i razem zbudujemy nową, tak żebym się nauczył całego procesu.
Inne dzieci grają w gumę, skaczą nad sznurkami robiąc różne combosy nogami. Są naprawdę dobrzy, próbowałem z nimi konkurować, ponieważ coś jeszcze pamiętam z podstawówki, ale jak to powiedzieli kiedyś w jednym dobrym filmie o NBA „biali nie potrafią skakać”. W Awasa widziałem grę, która nazywała się Kas kas banana, taki polski zbijak, tylko biegało się ze szmatką i wymierzało ciosy w innych. Wszyscy na wszystkich. A jak się krzyknęło kas kas banana! to już nie można uciekać tylko robić uniki w miejscu.
Kwintesencją tego wszystkiego są zabawki. Podstawową stanowi dowolne kółko, zrobione najczęściej z jakiejś plastikowej pokrywki. Do tego dziecko biega z patykiem z drutem na końcu, który jest wygięty w formie „łyżki”. Popycha tym drutem kółko w nieskończoność albo aż się nie przewróci. Zabawa na cały dzień.
Dzieci bawiące się w pchanie kółka, widziałem taką zabawę także w Polsce, więc musi mieć ona swoją polską nazwę również.
Trochę bardziej skomplikowaną zabawką jest patyk, który na jednym końcu ma zamocowane prostopadle jakieś kółko – wygląda jak kierownica. A na drugim końcu inne kółko, tym razem równoległe do patyka – jak koło. Zabawka nazywa się makina i jest najprostszą formą samochodu. Do tego masę odgłosów typu „brum brum”. Ja jak takiego zauważę zawszę krzyczę Kasanchis! Magenania! I staram się zachęcić innych przechodniów, żeby skorzystali z przejażdżki.
Najbardziej wyrafinowaną formą zabawki lądowej jest samochód lub ciężarówka zrobiona z drutów lub jakiegoś pojemnika. Ma koła z kapsli, które się obracają. Jak najwięcej detali w formie tablic rejestracyjnych czy kierowcy z kawałka gałęzi. Te najfajniejsze są prawie identycznymi modelami ciężarówek isuzu. Najciekawsze jest to, że każda z takich ciężarówek ma „pakę”, która jest w stanie przewieźć coś prawdziwego – gazetę dla taty czy siatkę pomidorów na obiad.
I zabawka, która najbardziej mi się podoba, chociaż jest najokrutniejsza. Zabawka latającą. Jak już kiedyś wspominałem w Bonga jest cała rozmaitość owadów. Najbardziej słychać tego, który jest trochę większym trzmielem, w lokalnym języku nazywa się tenzenze – lata dokładnie tak samo jak się nazywa „znznznznznzz…”. Takiego trzmiela się łapie, a następnie przywiązuje do jego nóżki lub odwłoczku nitkę. I mamy gotowy helikopterek lub samolot zdalnie sterowany poprzez sznurek. Chcemy, żeby samolocik skręcił w lewo – szarpiemy byle jak, w prawo – szarpiemy byle jak, żeby w ogóle latał a nie siadał – szarpiemy byle jak. Komendy bardzo proste, przecież nawet owad zrozumie. Lata ich cała flotylla po mieście. Średnia życia takiego samolotu pewnie nie przekracza jednak 10 minut.
Świeżo schwytany tenzenze zaraz będzie gotowy do odlotu.
I tak dzieci najbardziej się cieszą jak podają rękę do ferenji, albo jak ten odpowie na ich pytanie what is your name? Nie do końca w ciąż jestem pewny czy rozumieją o co pytają, albo co ja odpowiadam, nawet po amharsku, ponieważ codziennie te same dzieci pytają mnie jak mam na imię. Ważne, że się cieszą.
Wynalazki dzieci doczekały się nawet wystawy w Muzeum Etnograficznym w Addis. Od lewej: piłka, piłka, kółko do pchania, piłka, isuzu z drutu, isuzu z pojemnika aluminiowego, makina z patyka i ostatnio z prawej piłka.
W tym samym muzeum były zamieszczone typowe opowiadania dla dzieci, które mają je uczyć i wychowywać. Powyżej zamieszczam najciekawsze opowiadanie, niewątpliwie najcenniejsze jakie dziecko może dostać od swoich rodziców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz