niedziela, 11 listopada 2012

Na zakupach

W Bonga można kupić wszystko, począwszy od najnowszych telewizorów w technologii OLED po czterdzieści różnych rodzajów pikantnych przypraw składających się na berbery. W pierwszym przypadku udajemy się do wyspecjalizowanego suk - sklepu, a w drugim do innego sklepu spożywczego lub na jarmark – w Bonga każdy wtorek i czwartek, oraz największy sobotni jarmark. Owoce kupuje się u jedynego sprzedawcy cytrusów, ma on również znakomity świeży sok z awokado zakrapiany syropem vinto. Jednak najbardziej podstawowe produkty często sprzedawane są w prywatnych domach rolników, którzy akurat daną rzecz produkują lub uprawiają. Tak samo dzieje się gdy chcemy po prostu napić się kawki lub innego lokalnego trunku.
Jak w takim wypadku rozpoznać, kto co sprzedaje? Domów jest naprawdę dużo, nawet miejscowi nie zapamiętaliby wszystkich lokalnych przedsiębiorców. W Bonga, tak jak w całym regionie Kafa, wypracowano specjalne oznaczenia, system znaków, które wskazują co w danym domu można kupić. Dom po amharsku to bet. Jeżeli coś w nim sprzedajemy to najczęściej w pierwszej dużej izbie, zaraz po wejściu do środka. System znaków opiera się najczęściej na patyku, dosłownie. Żeby były lepiej widoczne z drogi. Na około metrowym patyku wbitym w ziemię, zatyka się jakiś przedmiot symbolizujący sprzedawany produkt. Znaki zostały zunifikowane dla całego regionu, a niektóre nawet dla całego kraju.
Injera symbolizowana jest jako duża okrągła pokrywka od wiadra, nieważne jakiego koloru, ważne że jest okrągła jak injera. Shai buna bet – czyli miejsce, gdzie możemy napić się herbaty, kawy i mieszanki tych dwóch – spris, symbolizowany jest jako zatknięty na patyku gliniany imbryk lub filiżanka – dla kawy; oraz termos – dla herbaty. Shai buna bet i tak najłatwiej rozpoznać, ponieważ najczęściej są otwarte, często zbudowane jako mały namiocik z worków tekstylnych. Jeżeli przed domem wystawiona jest i położona na drewnianym stołeczku lub bezpośrednio na ziemi plastikowa torebka, znaczy to że sprzedawany jest węgiel drzewny, właśnie w takich torebeczkach – kosztuje 2 birr. Mięso (w formie mięsa można kupić tylko wołowinę, inne trzeba kupować żywe) kupuje się bezpośrednio u rzeźnika, te dla chrześcijan mają wymalowany krzyż, a te dla muzułmanów półksiężyc lub nic, wystarczy, że chrześcijanie się reklamują. Ja kupuję u obu i smakuje tak samo. Dodatkowo każdy rzeźnik jest malutką restauracją, gdzie można skosztować tere siga – dosłownie “surowe mięso” maczane w bardzo ostrym sosie awaza – zabija bakterie.
Nieco trudniej jest rozpoznać rozmaite trunki alkoholowe, których różnorodności i ilości jeszcze nie zliczyłem. Najczęściej lądujemy w tej bet – czyli miejscu, w którym można się raczyć miodem pitnym, coś pomiędzy winem i piwem. Bardzo słodkie i równie bardzo alkoholowe. Reklamowane jest żółtymi kwiatami na patyku lub w wazonie, tym co swoje tej bet umieścili w środku miasta i ciężko jest znaleźć kwiaty, w zastępstwie służy żółta siatka owinięta wokół patyka. Liście juki lub jakiekolwiek inne długie liście przypominające aloes oznaczają tello – lokalne piwo robione z jęczmienia oraz kukurydzy, w środku pływa jeszcze kilka innych liści i łodyg nieznanych roślin – bardzo smaczne i orzeźwiające. Zwykłe zielone liście to barto, czerwone to amara – inne alkoholowe trunki. Biały kwiat jeszcze nie został przeze mnie wypróbowany. 

W tym domu lokalny przedsiębiorca sprzedaje, po kolei od lewej: ineja, tello, amara.

Na pierwszym planie tej bet, w tle można kupić injere.

Wszystkie inne produkty spożywcze takie jak pomidory, cebule lub jajka są wystawiane w jednej lub dwóch sztukach na drewnianym stołku przed domem. Przez pierwsze kilka tygodni myślałem, że muszę chodzić dwa kilometry do centrum miasta by kupić te rzeczy, potem się okazało, że każdy sąsiad coś sprzedaje, można się we wszystko zaopatrzyć lokalnie.
Zakupy robi się również na drodze. Najlepiej jest to widoczne na tej z Addis do Jimmy, duża szeroka, duży ruchu i mija się dużo różnych wiosek. Tutaj jeżeli dany produkt nie ma określonego znaku to po prostu przy drodze stoi jedna osoba, lub jak usłyszy warkot samochodu szybko wybiega z domu, w ręku trzymając jajko, kukurydzę lub cokolwiek innego. Można kupić wszystko – od kocho, chleba robionego z banano-podobnego drzewa zwanego inset, po najrozmaitsze owoce, warzywa oraz kurczaki. Jeżeli natomiast coś jest ciężkie do pokazania od razu to taka rzecz posiada swój znak, pokazywany za pomocą rąk. Worek węgla jest szeroko rozłożonymi rękami, palce obu dłoni są złożone razem – tak jakbyśmy chcieli pływać kraulem – worek węgla jest duży. Natomiast chat to wąsko rozłożone ręce, palce górnej dłoni złożone są razem, natomiast palce dolnej rozłożone  symbolizując liście tej rośliny – siatka z chat jest mała. Ciężko się zorientować kto co pokazuje, ale można dojść do wprawy. Sytuację utrudnia znak pokazujący autostopowicza – jedna zwarta dłoń na wysokości klatki piersiowej, a druga nad nią pokazująca na palcach ilu jest chętnych na stopa. Do tego są jeszcze dzieci bawiące się przy drodze, wygłupiające się i machające rękami.

Kierowca kupuje kurczaka przy drodze, niedaleko Walkite.

Zarówno tych patykowych jak i drogowych znaków jest na pewno dużo więcej. W innych częściach kraju gdzie sprzedawane są inne produkty, występują jeszcze inne znaki. Jeśli chodzi o mnie to na razie wszystkie moje potrzeby są zaspokajane. Shai buna bet odwiedzam regularnie, znam też większość tej bet w mieście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz